Moja miłość do peelingów jest wielka. Być może i nawet bardzo wielka. Peelingów do ciała, twarzy, ust mam chyba łącznie więcej niż mazideł do wcierania w ciałko, a te drugie pod względem różnych kuszących zapachów, nowości pojawiających się na półkach przybywają na moje półeczki w ilościach hurtowych. W paczce od Bielendy otrzymałam solny peeling do ciała - drugi z tych solnych w moim całym życiu, bo przepadłam za cukrowymi. Ale że u mnie się nic nie zmarnuje oczywiście postanowiłam wypróbować ;-). I dzisiaj podzielić się z Wami moją opinią.
Peeling dostajemy w tradycyjnym dla Bielendy opakowaniu - plastikowy słoiczek z odkręcanym wieczkiem, dzięki czemu nie zmarnujemy produktu przy jego wykończeniu (za to cały czas rozdaję punkty! ;)). Opakowanie 200g kosztuje około 16 złotych, więc jest to normalna cena dla peelingów pojawiających się na półkach w drogeriach. Z serii SPA mamy do wyboru 3 wersje: Polinezja (orchidea i algi Laminaria), Ameryka (jagody acai i awokado) oraz Azja (imbir i kardamon).
Po otwarciu opakowania wydobył się aromat alg. Wszelakich maseczek z alg na twarz nienaidzę, tutaj też czułam mały wstręt, aczkolwiek przełamałam się, zaczęłam używać i jakoś przyzwyczaiłam nos.
W środku sól, sól i jeszcze raz sól, całe mnóstwo soli. Przy pierwszym maźnięciu ręki peelingiem pomyślałam, że drobinki są dość małe i niewiele zdziałają jednak pod prysznicem okazało się, że są dość ostre, aby pozbyć skórę np. z ud z martwego naskórka.
Z wydobyciem peelingu nie ma problemu - konsystencja nie jest zbyt rzadka ani jakoś specjalnie mocno zbita. Łatwo się rozsmarowuje po ciele, nie ma problemu ze zmyciem go z siebie.
Ściera bardzo dobrze, nawilżenie jakie obiecuje producent również się pojawia - po użyciu na skórze pozostaje nam lekka parafina jednak dla mnie nie jest to problem jeśli jest w tak małej ilości. Z racji tego iż jest to peeling z solny to z własnego doświadczenia wspomnę, że z dala od produktu, gdy jesteśmy świeżo po depilacji ciała - niestety trochę krzyczałam z racji zapomnienia i tego, że peelingów cukrowych używałam kiedy chcę, ale jest już ok. I z pamięcią i z zlikwidowaniem szczypania ;-). Tradycyjnie wspomnę, że w napisy: antycelluitowy, wyszczuplający, odmładzający, itp. nie wierzę za bardzo. No dobrze, kosmetyki mogą trochę pomóc naszemu ciałku, ale całej roboty nie odwalą i trzeba uprawiać aktywność. Gładkość, jędrność skóry i nawilżenie u mnie się pojawiło, więc jestem zadowolona z jego używania. Jednak z racji tego, że uwielbiam peelingi cukrowe to solne dalej będą rzadko pojawiały się w mojej szafce z kosmetykami.
Dla zainteresowanych dziewczyn skład peelingu:
Produkt testowałam dzięki uprzejmości Julity i firmy Bielenda, jednakże zastrzegam, że nie ma to wpływu na moją opinię.
Fajnie wygląda. Szkoda tylko, że nawalili tam parafiny. ;/
OdpowiedzUsuńDotychczas nie zauważyłam jakiś skutków ubocznych po użyciu produktów z parafiną i mam nadzieję, że dalej nic się nie pojawi. Nie zapycha mojej skóry tak więc na razie śpię spokojnie ;-)
UsuńNigdy nie miałam peelingu solnego, zawsze cukrowy, jestem ciekawa jak sprawdziłby się u mnie
OdpowiedzUsuńW sumie dla mnie nie ma większej różnicy poza tym, że cukrowe lubię bardziej ze względu na słodkie zapachy, które bardzo lubię:) Ale jeśli skutki peelingowania są dobre no to czemu bym miała nie używać ;-)
UsuńChcę go! :)
OdpowiedzUsuńWarto wypróbować, ja się czaję jeszcze na Amerykę ze względu na moje ulubione awokado :)
UsuńJak tylko uporam się trochę z zapasami to pewnie go kupię :D.
UsuńJa właśnie mam chwilowe zaćmienie umysłu jeśli chodzi o prezenty :D
Peelingi do ciała akurat schodzą u mnie dość szybko, ale te wszystkie balsamy, odżywki i inne duperelki leżą u mnie, bo co chwilę kupuję coś nowego. Już psi los z tą kasą co na to idzie, ale upychać już za bardzo nie mam gdzie... ;-)
UsuńNajlepszym sposobem chyba będzie jak w weekend podam każdemu osobnikowi kartkę i długopis i przymuszę do pisania listów do Mikołaja :P
Nie przepadam za solnymi peelingami, wolę cukrowe ;)
OdpowiedzUsuńFakt, ja lubię cukrowe za miłe dla nosa zapachy :)
UsuńLubie peelingi z Bielendy, miałam jedynie cukrowe, ale wszelakie zdzieraczki mile widziane :)
OdpowiedzUsuńTak więc polecam obserwować bloga, bo w najbliższym czasie może pojawić się rozdanie z między innymi jednym z zdzieraków :)
UsuńJak odchudzi, to chętnie ;)
OdpowiedzUsuńNo to Cię w tym przypadku chyba zawiodę jednak... :P
UsuńJa preferuje peelingi cukrowe :) bardzo lubię tez naturalny peeling z kawy jaki sama przygotowywuje w domu :)
OdpowiedzUsuńCukrowe wybieram za każdym razem ze względu na kuszące zapachy, choć nie raz trafiają mi się brzydkie śmierdziuchy :P
UsuńPeeling z kawy muszę sobie raz zrobić na wypróbowanie - jestem ciekawa jak się spisze :)
Uwielbiam takie peelingi, gdzie czuję granulki ścierające i są one dość ostre. Po takim peelingu wiem, że dobrze zdarłam martwe komórki.
OdpowiedzUsuńNie znoszę wręcz malutkich drobinek, muszę czuć coś na mojej skórze podczas używania zdzieraków :)
Usuń