czwartek, 17 września 2015

Bielenda Color Control: CC Cream - Face Perfector 10w1


Czy miałam do czynienia przez kilka ostatnich tygodni z faktycznym "ulepszaczem" twarzy? Miniony czas był jak najlepszym momentem na przetestowanie tego kosmetyku, ponieważ wróciły do mnie czasy z lat nastoletnich. Przebarwienia po lecie, trądzik nowy czy też pozostałości po starym. Całe wakacje pracowałam w prawdziwych gorączkach i cera nie miała lekko, a wiadomo - przy wyjściu gdziekolwiek poza dom/pracę chciałam wyglądać jak najlepiej. Krem CC od Bielendy miał mi to trochę ułatwić, a czy sobie z tym zadaniem poradził?


Zacznijmy od początku. Krem CC jest produktem mającym korygować wszelkiego rodzaju niedoskonałości. Wiele dziewczyn uważało je jako kolejne zbędne "coś" w kosmetyczkach, które nic nie daje myląc krem CC z jego kumplem - BB. Bielenda obiecuje nam 10 korzyści dla skóry naszej twarzy, m.in.: łagodzenie podrażnień, długotrwałe nawilżenie (24h) czy też usuwanie oznak zmęczenia i stresu.

Krem dostajemy w postaci tubki bardzo ładnie przyozdobionej w kolorach bieli i jasnej mięty, z dodatkiem złota. Osobiście bardzo mi wpadło w oko, lubię na półce mieć coś delikatnego, jednak kuszące mój wzrok co też sprawia, że naprawdę chętniej ich używam ;-). W cenie ok. 20 złotych dostajemy 40ml kremu. 

Tubka jest z bardzo miękkiego plastiku, dzięki czemu krem bardzo łatwo można wydostać ze środka nawet pod końcówką. A w środku....


Krem o delikatnej, przyjemnej woni w kolorze delikatnie zielonym. Inteligentna technologia w kremie HD color complex sprawia, że krem dopasowuje się do każdego rodzaju cery, dzięki czemu nie musimy szukać dla siebie odpowiedniego odcienia co jest zdecydowanie ułatwieniem, ponieważ jak wiadomo w drogeriach nie ma jakichkolwiek testerów. 

Krem bardzo ładnie się rozprowadza na twarzy, wchłonięcie w skórę nie należy może do błyskawicznych, ale też nie trzeba godzin czekać, żeby zaaplikować podkład. Skóra faktycznie jest wygładzona, delikatna w dotyku, taka jaką lubię. Lepiej też trzyma się makijaż, ponieważ krem świetnie spisuje się jako baza. Krycie niedoskonałości jest delikatne - u mnie była rozprowadzona jedna warstwa kremu, jednak można stopniować efekt w celu uzyskania wymaganego przez siebie efektu. Ja nie próbowałam więcej do zdjęcia, ponieważ na co dzień zależy mi na ukryciu blizn po trądziku (sam trądzik cholernie ciężko mi ukryć jakimikolwiek kosmetykami, ponieważ zawsze coś tam jednak widać) oraz piegów i takie maskowanie niedoskonałości chciałam Wam pokazać. Efekt jaki możecie zobaczyć na zdjęciach poniżej trochę mnie z początku zadziwiał, ponieważ wydaje mi się, że delikatnie wybiela twarz (albo o zgrozo tak faktycznie wygląda moja tegoroczna latynoska opalenizna;)), ale podoba mi się ten efekt, ponieważ dotychczas miałam twarz szarą przez zmęczenie, kolorową poprzez moje przebarwienia i w ogóle bez makijażu nie wyglądałam zbyt dobrze.

Trochę Was będę teraz straszyć hihihi :D

So natural | Nakładamy! | CC krem Face Perfector 10w1

Jak widać piegi są minimalnie zamaskowane, efekt jaki uzyskałam mnie zadowala, ponieważ cera jest gotowa na nałożenie makijażu. Mam bazę, nawilżenie + delikatnie poprawiony jej wygląd. Dla mnie jednak CC krem jest na liście produktów w szafie z kosmetykami ;-)

Dla zainteresowanych podrzucam Wam skład moje drogie:*


Podsumowanie:
cena: ok. 20 złotych | pojemność: 40ml | dostępność: większość drogerii, sklepy internetowe.


A Wy? Używacie jakiś kremów CC? Macie za sobą jakieś wzloty i upadki z nimi związane? A może używacie CC Face Perfector? Zachęcam do śmiałego wypowiadania się w komentarzach :)

Teraz mykam do pracy, buziaki!!

Produkt testowałam dzięki uprzejmości Julity i firmy Bielenda, jednakże zastrzegam, że nie ma to wpływu na moją opinię.


piątek, 11 września 2015

Ochrona non stop? Garnier Neo 48h vs. Maximum Control 72h.


Ochrona przed potliwością jest ważna dla mnie nie tylko latem, ale przez cały rok. Nie tylko gorączka za oknem, ale też stres i nerwy, którego w tych czasach mamy nie mało o każdej porze dnia mają wpływ na nasze ciało. Podczas letnich upałów, które były w tym roku chyba najlepszymi dniami jakie mogą być na tego typu "doświadczenie", wypróbowałam dwóch dzieciaczków od Garniera, które możemy znaleźć na półkach każdej drogerii. 


Przez kilka tygodni stosowałam praktycznie w każdych warunkach pogodowych dwóch antysperspirantów - Garnier Mineral Maximum Control 72h czyli tradycyjną "kulkę" oraz Garnier Deodorant Neo 48h, który jest antyperspirantem w kremie.

Garnier Mineral, Maximum Control 72h


Dostępność: większość drogerii, także markety m.in. Biedronka
Cena/pojemność: ok.10 złotych / 50ml

Z antyperspirantów w typie kulek korzystałam praktycznie w większości przypadków - są wygodne, poręczne i wszędzie w torebce się zmieszczą. Pierwsze wrażenie pod względem estetyki daje dobre, opakowanie stonowane w miętowo-białym kolorze. Pierwsze rozczarowanie jakiego doznałam to fakt, że na etykietce widnieje wyraźny napis NO ALCOHOL - spójrzcie na zdjęcie poniżej (niby nie zwracam aż takiej uwagi na skład, no ale jeśli ktoś próbuje mnie robić w balona lekko...):


72 godzinnej ochrony nie sprawdzałam, nie polecam nikomu tego i zalecam dalsze korzystanie z codziennego odświeżania się ;-). Stosowanie podczas tegorocznych hiszpańskich upałów było wręcz przyjemnością. Po kilku godzinach, kiedy o innych antyperspirantach już zapominałam ten ciągle działał. Mimo alkoholu w składzie nie podrażnia mojej skóry, nie jest wysuszona co jest dla mnie równie ważne, ponieważ nie chcę czuć dyskomfortu podczas codziennych zajęć. Zapach ma bardzo przyjemny, trochę czasu utrzymuje się na skórze. I nie brudzi ubrań!! :)

Garnier, NEO Intensywny antyperspirant suchy krem 48h


Dostępność: większość drogerii
Cena/pojemność: ok.15 złotych / 40ml

Antyperspirant w formie suchego kremu. Coś innego co zrobiło efekt "wow" wśród kobietek i rozbudził zainteresowanie. Z miękkiej tubki z której bardzo łatwo (do pewnego czasu niestety) wydobywa się delikatnie pachnący krem, dość przyjemnie. Cała sztuka w poprawnym wchłonięciu się antyperspirantu polega na nałożeniu niewielkiej ilości kremu. Niestety, mimo zrobienia tego dobrze i tak jest zawsze źle, ponieważ pacha się lepi od kosmetyku i dodatkowo nie działa wcale, kompletne zero! No dobra, godzinę może jest dobrze, ale to jednak i tak za mało za tą wygórowaną cenę.


Dozownik wydawał się bardzo fajny, oryginalny, osobiście nie miałam z takim nigdy do czynienia czy przy antyperspirantach czy też przy balsamach itp. Jednakże cały czas jest upaćkany i po każdym użyciu muszę go wycierać chusteczką, ponieważ na drugi dzień byłby w bardzo niehigienicznym stanie. Samo nakładanie jest ok do pewnego stopnia - albo w ruch idą nożyczki albo też 1/4 kosmetyku leci do kosza, jak kto woli.

Poniżej zdjęcie składu i jak zwykle obietnica, że bez alkoholu i bum!


PODSUMOWANIE
Dla mnie zdecydowanie lepszym okazał się Maximum Control. Nie podrażniał skóry (Neo miał swoje fanaberie momentami...), łagodny zapach, cenę (ostatnio kupiłam dwupak w Biedronce za 10 złotych!!! Nawiasem mówiąc Biedronka ostatnimi czasy strasznie przyciąga... ;)) i działanie. Dla mnie ideał, a Wy co sądzicie na ich temat?


wtorek, 1 września 2015

Demakijaż z Bielendą.


Witajcie! Dzisiaj chciałabym przybliżyć Wam dwa produkty, które towarzyszą mi dzień dnia. Wydając nawet kilkaset złotych na różne kremy, toniki itp. do twarzy nie jestem w stanie utrzymać stanu swojej skóry w idealnym stanie, jeśli nie pamiętam o dokładnym demakijażu każdego dnia. W tym wpisie przedstawiałam Wam mojego ulubieńca od Biodermy, natomiast dziś przyszła kolej na kilka zdań o tańszej koleżance - Bielendzie. 


Do testowania dostałam dwa płyny - łagodny 2-fazowy do oczu oraz nawilżający do twarzy, oczu i szyi jednak oczy przeznaczam go pomijając oczy. 


Za ok. 10 złotych dostajemy 200 ml bezbarwnego, przyjemnie i delikatnie pachnącego płynu micelarnego. W składzie możemy znaleźć m.in.: bio kwas hialuronowy (intensywne nawilżenie), komórki macierzyste z drzewa arganowego (regeneracja, odżywienie cery) oraz witamina B3 (likwidowanie niedoskonałości). Poza tym producent obiecuje nam też matowanie błyszczącej skóry, usuwanie nadmiernego sebum, odświeżenie skóry oraz przede wszystkim skuteczne usuwanie makijażu. Po jakimś czasie używania nawilżania nie zauważyłam jakiegokolwiek, jednak też nie wysuszał on mojej skóry - pozostawała ona w
"kondycji" nienaruszonej. Jednak idealnie spisywał się przy demakijażu mojego dość mocnego makijażu (krem BB, podkład puder, róż/bronzer, korektor), przy standardowym używaniu płynu na dwa waciki kosmetyczne po makijażu nie było śladu. Skóra mnie nie szczypała, nie mam jej podrażnionej, nie wystąpiła jakakolwiek reakcja alergiczna, więc... przepadłam! :) Poniżej przedstawiam Wam efekty przed i po jednym przetarciu odpowiednich kosmetyków płynem.


Samo opakowanie bardzo praktyczne - buteleczka mieści się w ręce, otwierane na klik, nie ma się co bać o swoje paznokcie! ;-)

Dla zainteresowanych skład


Bielenda, Łagodny 2-fazowy płyn do demakijażu oczu wrażliwych (awokado)


Drugie cacuszko jest mniej więcej w tej samej cenie o pojemności 140ml (promocyjne opakowanie). Tak samo otwierany, tak samo poręczny. Zapachu tego awokado zbyt mocno nie wyczuwam. Jest przeznaczony do oczu wrażliwych i zawiera argininę, olej palmowy i kokosowy dzięki czemu skóra wokół moich oczu naprawdę go lubi:). Pozostawia delikatnie tłustą maź, ale skoro używam go wieczorem to zupełnie mi to nie przeszkadza (zero parafiny!). W jego przypadku zgodzę się, że skóra jest delikatnie nawilżona, pielęgnowana, nie wysusza się. Ususwa makijaż wodoodporny za co dziękuję producentowi, ponieważ latem używam tylko tego typu kosmetyków i dotychczas głowiłam czym to zmyć do końca, a nie tylko rozmazać. Jak to przy płynie 2-fazowym shake it, shake it i do dzieła! ;-) Poniżej ta sama prezentacja jaka miała miejsce z poprzednim płynem :)

Tutaj widać, że delikatnie smuży po jednej warstwie, no ale to mu się wybaczy.... ;-)

No i skład dla Was:)


Czas na podsumowanie! Tutaj mam dwa produkty za ok. 20 złotych - Bioderma za ok. 30. Jednak zawsze za zaoszczędzone pieniążki już mogę kupić kolejną buteleczkę, a skoro dużej różnicy między nimi nie widzę to Bielenda jest górą. No plus ten zielony odcień dwufazówki - lubię kolorowe kosmetyki, nienudne dla oczu ;-).

A w szafie czeka na mnie jeszcze dwufazówka innej firmy, ale o tym może w niedalekiej przyszłości :). Buziaki!




SZABLON BY: Panna Vejjs.