poniedziałek, 22 września 2014

Cukrowy peeling do ciała "Soczysta malina" od Bielendy.


Zwracacie uwagę na zapachy kosmetyków? Bo ja bardzo. Nie potrafiłabym smarować się czymś, co w ogóle nie "pociąga" mojego noska za sobą, muszę po prostu coś obwąchiwać w wszelakich kremikach, masłach, itp. Dziś mam dla Was kilka słów na temat malinowego cuda, które kompletnie nie tuczy, a przypomniało mi czasy przedszkola, kiedy to cały czas się żuło gumę Mambę. 


Po pierwsze: opakowanie! Delikatne dziewczęce połączenie różu i bieli na 200g plastikowym słoiczku, przyozdobione kusząco wyglądającymi malinami - Maalinova to lubi, lubi też maliny... zjadłabym sobie maliny cholera. W środku opakowanie jest zabezpieczone dowodem nietykalności, czytaj sreberkiem, a po jego odklejeniu ujawnia nam się intensywny, przyjemny zapach malin - taki jak już wcześniej wspominałam z gum Mamba. Nie jest duszący, przytłaczający, nie dostaję migreny od intensywności zapachu, jednak da się dobrze go wyczuć. Na skórze pozostaje krótki czas jednak po pielęgnacji ciała tym produktem cała łazienka wypełnia się Bielendowskim zapachem, a po niej całe mieszkanie.


Odnosząc się do słów producenta właściwości przeciwstarzeniowych nie miałam okazji jeszcze zauważyć, nawiążę do tego tematu za kilka lat :P. W stosowaniu peelingów patrzę głównie tylko na nawilżenie, tym bardziej teraz po lecie, kiedy moja skóra jest strasznie wysuszona przez słońce i z tym dawał sobie radę. Nawilżenie utrzymywało się na skórze do samego końca dnia, a wtedy już kontynuowałam pielęgnację masłem do ciała z tej samej serii. Skóra samych ud czy też pośladków po zastosowaniu kosmetyku była znacznie ujędrniona, aż chciało mi się dotykać jej i dotykać, wciąż dotykać :). Co do zapachu, spełniona obietnica w 110% :). 


Konsystencja jest gęsta, zbita, jednak nie ma problemów z wydobyciem peelingu z opakowania. W peelingu zanurzonych jest multum kryształków cukru, które pod strumieniem wody rozpuszczają się. Ze względu na to pod strumieniem wody nie ma co się peelingować, bo zwyczajnie peeling nam ucieknie z ciała po chwili, więc używam kosmetyku na lekko zwilżoną skórę. Jego działanie jest wtedy nieco większe, nie tak słabe jakie są porównując je do peelingów solnych. Wydajność jest dobra, aczkolwiek na zdjęciu powyżej mam peeling po dwóch użyciach na całe ciało - a taki zabieg lubię sobie zafundować min. raz w tygodniu. Jednak kwota 12 złotych jest na tyle niska, że nie szkoda by mi było wydać na kolejny peeling - a już wypatruję na mieście tego o zapachu brzoskwini :).


Na końcu podrzucam Wam skład i zahaczę o tą parafinę, której mimo iż jest na drugim miejscu... nie czuć. Skóra jest nawilżona odpowiednio jednak po wyjściu spod prysznica nie mam na sobie jakiegoś tłustego filmu, który jest niezwykle denerwujący przy narzucaniu ciuchów na siebie. Pod tym względem nie mam zastrzeżeń :).

Podsumowując peeling jest dla mnie bardzo dobry i mimo, że jest to moje pierwsze opakowanie to na pewno nie ostatnie. Fajnie nawilża, cena nie jest zbyt wygórowana, a ja przecież milionerką nie jestem (JESZCZE!!), żeby móc pozwolić sobie wydawać minimum kilkadziesiąt złotych na każdy kosmetyk. Z czystym sumieniem mogę godnie Wam go polecić i dalej sama go używać :)

Cena: ok. 12 złotych
Pojemność: 200 gram
Dostępność: większość drogerii, sklep Bielendy


Produkt testowałam dzięki uprzejmości Julity i firmy Bielenda, jednakże zastrzegam, że nie ma to wpływu na moją opinię.

piątek, 19 września 2014

Podkład matujący o konsystencji kremu - moje dziewczyny, kilka zdań o Stay Matte od Rimmel :)


Od podkładu nie wymagam nie wiadomo jakich rzeczy - chcę żeby tylko:
* pozostawiał efekt matu,
* nie wysuszał skóry twarzy,
* delikatnie maskował moje piegi,
* no i zdecydowanie mocniej ukrywał trądzik, którego do 60tki chyba się nie pozbędę...


W trakcie zakupów kosmetycznych szukałam na już jakiegokolwiek podkładu, widząc zdjęcia Stay Matte w internecie myślałam, że to jakiś rodzaj kremu BB czy coś i z jego funkcjonowaniem na mojej twarzy będzie niewiele lepiej od tego z Garniera (koszmar!!). Przeżywam za każdym razem miłe zaskoczenie, kiedy pozostaje na mojej twarzy prawie że nienaruszony do końca zmiany czy też po kilkugodzinnej imprezie - normalnie mój mały ciałem wielki duchem hicior! 
A to wszystko za niewielką cenę - za 30ml opakowanie cena wynosi ok. 21 złotych w cenie regularnej. Opakowanie jest takie delikatne, dziewczęce, bardzo podoba mi się kolorystyczne połączenie bieli z fioletem. Tutaj mamy o wiele lepszą funkcjonalność w porównaniu do podkładów w słoiczkach w których niestety dość produktu zawsze jeszcze zostanie - tubka idealna do przecięcia i zużywania do końca, bez poczucia marnotrastwa, w torbie podróżnej bardzo fajnie się odnajduje.


Konsystencja podchodzi pod rodzaj musu, rozprowadza się fajnie, wystarczy tylko kilka małych kropek żeby pokryć nim całą twarz, więc przy tym jest też wydajny. Nałożony na twarz nie ciemnieje, przez okres 4-5 godzin spokojnie dałby radę bez nakładania jakiegokolwiek pudru, przy pojawianiu się lekkiego błyszczenia na skórze używam bibułek matujących i jestem ponownie zadowolona. Jedyne co mam mu do zarzucenia to fakt, iż przyglądając się swojemu nosowi mogę zauważyć jak podkład wchodzi w pory i przy czym nieładnie to później wygląda. 


Jednak biorąc pod uwagę to, że za kwotę 21 złotych dostajemy dobre krycie, obiecany przez producenta efekt matu (nie ukrywajmy, za taką cenę poprawki dopiero po 4 godzinach były w snach, przy innych tego typu kosmetykach najczęściej już nie miałam nic wtedy na twarzy co by można było poprawić:P). Przy czym też nosząc go przez cały dzień nie czuję praktycznie go na sobie co jest ogromnym plusem. Poprzednia wersja Stay Matte strasznie podrażniała mi oczy, wyglądał nijako na twarzy, robiły się straszne smugi - tutaj jestem blisko ideału dla mało wymagających :)Jeśli szukacie czegoś lekkiego, za małą kwotę to jak najbardziej mogę polecić. Dostępny jest w 5 odcieniach:
Ivory (100), True Ivory (103), Classic Beige (201), Soft Beige (200), Natural Beige (300).

Na końcu podrzucam Wam jeszcze dziewczyny skład:


Używałyście? A może miałyście do czynienia z obiema wersjami - z której jesteście bardziej zadowolone??

wtorek, 16 września 2014

Współpraca z firmą Bielenda.


Witajcie dziewczyny! Jak już kiedyś wspomniałam produkty firmy Bielenda bardzo lubię i chętnie sięgam po nie w drogeriach. Miłym zaskoczeniem była wiadomość od Julity, jednej z pracownic Bielendy, z ofertą współpracy - chyba nie muszę mówić, że z przyjemnością od razu się zgodziłam? ;-) Paczuszka przyszła do mnie bardzo szybko, wczoraj ku mojemu zdziwieniu już była na swoim miejscu dzięki czemu też umiliła nieznośny dla mnie poniedziałek :P 
Ciekawe zawartości paczki??


Moje nowe diamenciki kosmetyczne:
* Uszlachetniony olejek arganowy - kwas hialuronowy (głębokie nawilżenie + wygładzenie)
* Odżywczy krem ultra nawilżający na dzień i na noc (cera sucha, również wrażliwa)
* Wyszczuplający peeling solny do ciała Polinezja SPA - bio olejek kokosowy!! (nawilżenie + wyszczuplenie)
* Peeling & masło do ciała z serii "Soczysta malina" - zakochałam się! <33

Tak więc dziewczyny jak można się domyślić, smaruję się, obwąchuję od wczoraj regularnie... co 5 minut :D. I czuję się bosko w tym malinowym raju! ;-)
 Miałyście w swoim posiadaniu cokolwiek z tych produktów? Jakie są Wasze zdania na ich temat?

Uwaga!!
Zachęcam Was do polubienia (w górnej części po prawej stronie bloga) strony Maalinovej na facebooku, będzie mi bardzo miło :).

czwartek, 11 września 2014

Ekspresowe wakacje na Karaibach czyli... antycellulitowy cukrowy peeling do ciała od Perfecty - moja opinia.


Peelingi w mojej szafie na kosmetyki są niemalże honorowym gościem tuż obok kremu do twarzy czy też tuszu do rzęs. Używam ich nałogowo, nieważne czy solne czy cukrowe, chociaż bardziej przepadam za tymi drugimi. Kiedy zobaczyłam w jednej drogerii peeling od Perfecty o zapachu pina colada, od razu w mojej głowie pojawiła się myśl jaki zapach unosiłby się podczas błogich chwil dla siebie. Co dalej? Wrzucamy do koszyka!


Produkt otrzymujemy w standardowym 225g opakowaniu, pod wieczkiem zabezpieczony dodatkowo sreberkiem - chwała temu kto to kiedyś wymyślił, koniec z przeszukiwaniem niemajźniętych kosmetyków na półkach (z marnymi skutkami oczywiście)! Opakowanie zdobi ładna szata graficzna co mnie jako wzrokowca bardzo przyciągnęło. Nie ma problemu z wydobyciem produktu do końca dzięki formie słoiczka z wieczkiem, które lubię - w kosmetykach nie cierpię wyrzucać 1/3 produktu z powodu niemożliwości wydobycia reszty z pudełeczka.  Po otwarciu ulatnia nam się przyjemny, nie duszący, aczkolwiek dość intensywny zapach ananasa i mleczka kokosowego - tutaj trochę się obawiałam, że kokos będzie bardzo mocno wyczuwalny i będę się po prostu męczyć samym zapachem. Teraz obawiam się, że pewnego dnia zamiast szorować nim po ciele po prostu go zjem :P.


Kilka słów od producenta...


Konsystencja peelingu jest zbita i gęsta, nie spływa z mojego ciała z prędkością światła zanim dobrze na nim nie wyląduje, więc przy tym wydajność jest bardzo dobra jak na peeling. Mamy do czynienia z dość dużymi kryształkami cukru, nie są one jednak jakoś specjalnie ostre, jednak należą one do porządnych zdzieraków, które bardzo lubię :). Na pośladki czy też uda stosuję go na sucho, przy delikatniejszych częściach ciała lekko nawilżam je wodą i później wmasuję produkt.


Widoczne na zdjęciu kryształki cukru i drobne pomarańczowe kuleczki zanurzone w gęstej cieczy.


 W słowa wyszczuplający czy też antycellulitowy nie wierzę zbyt mocno, więc od peelingów oczekuję głównie pozbycia się wszelakich wyprysków na skórze czy też ujędrnienia i nawilżenia. Nawilża skórę świetnie, podobnie jak pod względem zapachu efekt nawilżenia utrzymuje się dość długo. To wszystko za sprawą parafiny, która znajduje się na pierwszym miejscu listy składu (która jest ciut za długa moim zdaniem), jednak po peelingowaniu ciała zmywam resztki żelem pod prysznic i nie przeszkadza mi ona w tego typu kosmetykach kompletnie. W skład wchodzą też m.in.: olej kokosowy, olej ze słodkich migdałów czy też olej rycynowy, więc naprawdę skład jest dość dobry! 

Standardowo peeling jest ważny 6 miesięcy od momentu otwarcia, na dnie opakowania znajdziemy datę mówiącą o zużyciu najpóźniej do 2017 roku - nie wytrzymałam, żeby tyle czekać go w zamknięciu mimo otwartych kilku rzeczy tego pokroju :P.

Cena za 225 gram wynosi ok. 20 złotych, jednak można go nabyć również w promocji. Dostępność: Rossmann, Natura i inne tego typu drogerie. 

Która używała ten peeling? Łapka w górę! Jakie macie zdanie na jego temat??

sobota, 6 września 2014

-40 % Natura i inne...


Nie mam pojęcia czy miała na to wpływ zła pogoda (szaro, buro, ponuro - a fe) czy też to, że humor z niewiadomego powodu nie był u mnie najlepszy. Weszłam do drogerii jedynie po eyeliner, który w sumie kupiłam dopiero następnego dnia, bo dostając oczopląsu od wszędobylskiego -40% zupełnie o nim zapomniałam. No i kupiłam dwa. I masło do ciała, też niejedno. No i ogólnie przez te dwa dni popłynęłam zbyt mocno biorąc pod uwagę mojego bana kosmetycznego. Ale cieszę się, bo są to głównie rzeczy, które faktycznie mi się pokończyły albo zbliżają się już ku końcowi. Tak więc mimo iż jestem bankrutem to bardzo rozsądnym, bo nie kupuję sterty niepotrzebnych rzeczy :P.
Ciekawe moich zakupów?

 
Masełko do ciała od Perfecta lody melba - cudowny zapach! Z działaniem z dnia na dzień zauważam, że już trochę gorzej...


Bronzer Astor już od jakiegoś czasu górował na mojej liście zakupów - w sumie sama nie wiem dlaczego dopiero teraz go przygarnęłam, ale za to używam go namiętnie dzień w dzień ;-). Błyszczyk od Essence z efektem matującym ma cudowny kolor, pokażę Wam go dokładniej w ciągu kilku najbliższych dni!!


Maseczki do włosów dające efekt laminowania od Marion dosłownie zniknęły mi z wszystkich dostępnych drogerii w mojej okolicy, kiedy chciałam je wypróbować. Koniec końców dorwałam je w Netto, ale za cenę dwukrotnie wyższą, co sprawdziłam dopiero w domu. Henna jest moim #1. I kosztuje bagatella ok. 5 złotych :D

A Wy coś upolowałyście na promocji w Naturze? Pochwalcie się swoimi zakupami ;-)




SZABLON BY: Panna Vejjs.