piątek, 29 kwietnia 2016

Projekt denko: Zużycia z marca oraz kwietnia :) | BIELENDA, SENSIQUE, GARNIER, ORIGINAL SOURCE, BALEA, LIRENE.


Witaj kochana! Jak Ci mija dzień? Ja przy przypływie energii ogarnęłam trochę mieszkanie oraz trafiając na moje pudełeczko z pustymi opakowaniami stwierdziłam, że kolejne ustalone dwa miesiące już mijają, więc opublikuję denko już dziś. W tym miesiącu wykończyłam w większości produkty, które bardzo przyjemnie mi się używało. Znajdź 5 minut dla siebie, usiądź wygodnie z kawą lub herbatą i sprawdź co myślę o produktach z mojego denka. Zapraszam! :)


Szampon przeciwłupieżowy Balea (woda miętowa & bambus)
Mój hicior na ten czas do mycia włosów! Moje włosy go uwielbiają, ja go uwielbiam co można zauważyć po tym, że w łazience stoją dwie kolejne butelki. Dobrze oczyszcza włosy, przedłuża świeżość moich włosów - z codziennego ich mycia mogłam się przestawić na co dwudniowe. Nie podrażniał skóry głowy, nie tępi moich włosów. Nie do końca mogę się wypowiedzieć na temat działania przeciwłupieżowego, ponieważ dotychczas nie miałam z tym problemu. Fajna niska cena (ok. 5 złotych), dostępność niezbyt dobra w przypadku produktów Balea, jednak mam swoją dobrą Panią w sklepie niemieckim do której wystarczy się uśmiechnąć iiii... po tygodniu się ma ;-)

Żel pod prysznic Balea (limonka & aloes, arbuz)
Standardowo żele pod prysznic Balea pojawiają się w moich zakupach zarówno jak i niską cenę jak i ładne zapachy, dla których głównie je kupuję. Limonka była bardzo fajnym, orzeźwiającym zapachem; arbuz był dla mnie jakby trochę mdły - zdecydowanie nie przypadł mi do gustu. Co do mycia spisywały się dobrze, spełniały te cechy jakie ma mieć żel pod prysznic.

Żel pod prysznic Original Source (kokos)
Żeli od OS pewnego czasu używałam bardzo często, bo podobały mi się zapachy jak i ich konsystencja, jednak poszłam po rozum do głowy i teraz rzadko coś trafia do mojej szafki m.in. ze względu na ich cenę (ok 9 złotych). Kokos trafił do mnie dzięki JoyBox'owi i tak jak kokos w kosmetykach lubię tak ten nie przypadł mi do gustu. Był mdły i niestety wykończyłam go z przymusu, ponieważ nie lubię wyrzucać kosmetyków.


Antycellulitowy peeling myjący Stop Cellulit Lirene
Przepiękny cytrusowy zapach, który wypełniał łazienkę i ładował energię przy porannym prysznicu. Ostre drobinki którymi można wykonać dobry masaż skóry ud czy też pupy. Skóra tych części ciał była nawilżona po prysznicu, nie potrzebowała aplikacji balsamu - zwalczenia celluitu nie biorę pod uwagę przy tego typu produktach, bujda na resorach prosto od producentów moim zdaniem :).

Odżywcze mleczko do ciała z olejkami Oil Beauty Garnier (skóra sucha i pozbawiona blasku)
Mój umilacz zimowych wieczorów podczas pielęgnacji - pisałam o nim tutaj.

Aktywny tonik korygujący Super Power Mezo Bielenda (Skin Clinic Professional)
Jedno z kilku cudenek z tej serii jakiej miałam przyjemność używać - zalety linii Super Power Mezo przybliżyłam w tym wpisie. 

Nawilżający płyn do mycia i demakijażu 3w1 "Esencja Młodości" Bielenda
Zmywałam nim makijaż twarzy, ust oraz szyi - do oczy zazwyczaj używam dwufazówki. Spisywał się dobrze, delikatnie się pienił jednak nie zauważyłam jakichkolwiek minusów. Dobrze spełniał swoje zadanie, więcej o tym bohaterze możesz poczytać w tym wpisie.


Antyperspirant Maximum Control 72h Garnier
Częsty bywalec w mojej codziennej pielęgnacji; na blogu pojawił się o nim wpis, gdzie porównywałam go z suchym kremem tej samej marki.

Rozświetlający puder prasowany Sensique
Mój ulubieniec, którego namiętnie używałam jeszcze przed rozpoczęciem mojej miłości do pudrów transparentnych <3. Aktualnie mam jeszcze jedną sztukę w zapasie, ale nie wiem kiedy do niej wrócę, ponieważ aktualne zauroczenie jest silniejsze ;-). Swoje ochy i achy przedstawiłam w tym wpisie.

I na koniec jedna próbka, która wpadła w moje ręce przypadkiem i po jednym razie niewiele mogę o działaniu kremu powiedzieć oraz maseczka Lirene, które są dostępne w stałej ofercie np. w Rossmanie. Ładnie nawilżają twarz, ożywiają cerę, jest promienna, a dzięki czemu i ja uśmiechnięta :D.

To tyle na dziś, następne denko do zobaczenia pod koniec czerwca, mam cichą nadzieję, że będzie nieco lepiej :). Hulać jednak nie hulam z radości, ponieważ się złamałam i tak jak cały miesiąc żyłam w abstynencji zakupowej tak na koniec miesiąca popłynęłam... O tym w następnym wpisie :). Buziaki!

6 komentarzy

  1. Znam oba żele balea i w sumie oba były fajne, chociaż arbuz należy do moich ulubionych :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam kosmetyki Balea. Niczego tak nie żałuję po przeprowadzce do Polski jak właśnie straty dostępu do drogerii DM i tych produktów. Mam nadzieję, że i do nas DM kiedyś zawita. Original Source też bardzo lubię, chociaż masz rację co do ich ceny. Zazwyczaj kupuję jak trafią się na promocji ;) Zostaję tu u ciebie na dłużej i pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja w sumie słyszałam wiele dobrego o żelach Original Source. Chyba kupię na spróbowanie, który z nich podobał Ci się najbardziej?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też polubiłam się z tym odżywczym mleczkiem Garniera :)

    OdpowiedzUsuń
  5. sporo żeli zużyłaś, mnie ostatnio też szybko się kończą.

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne denko. Mezo serum tonik mam i lubię :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy Twój komentarz - moderacja służy kontrolowaniu komentarzy, aby móc na każdy odpisać nie przegapiając nikogo z Was.
Zastrzegam sobie prawo do usuwania komentarzy jedynie w przypadkach spamu.




SZABLON BY: Panna Vejjs.